Florence & The Machine, Red Hot Chili Peppers, Pharrell Williams – nie tylko na papierze ten skład wyglądał rewelacyjnie. Sprawdził się również na scenie. Florence, królowa barokowego popu, Red Hot Chili Peppers w znakomitej formie i szczęśliwy, niezwykle optymistyczny Pharrell Williams. Każdy z żelaznym zestawem swoich najważniejszych utworów, ale i niespodziankami. Red Hot Chili Peppers grający „Warszawę” Davida Bowiego, a Florence wyczekiwany przez fanów „Third Eye”, specjalnie dla polskiej publiczności. Swoją obecność w sobie tylko właściwy sposób zaznaczył Wiz Khalifa. Amerykański raper bez wątpienia miałby z kogo rekrutować członków tzw. Taylor Gangu.
 
W piątkowy wieczór LCD Soundsystem udowodnili, że wcześniejsza emerytura nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem. Ich tegoroczny powrót na światowe sceny jest nie tylko jednym z muzycznych wydarzeń roku, ale również przeczy obiegowej opinii, że reaktywacje mają na celu wyłącznie finansowy aspekt. Znakomita forma zespołu Jamesa Murphy’ego zapewniła nam jeden z najbardziej pamiętnych open’erowych koncertów ostatnich lat. Natomiast Sigur Rós postawili na mroczne, ale piękne emocje, konstruując przekrojowy występ, idealny dla polskiej publiczności, rozkochanej w nich tak,  jak Islandczycy kochają swoją reprezentację piłkarską.
 
Fenomenalne koncerty na Tent Stage zagrali PJ Harvey oraz kalifornijska formacja At The Drive In. To wykonawcy, którym nie jest obcy społeczny etos, próby poszukiwania idealnego środka między muzyką jako rozrywką, a jej rolą edukacyjną, wskazującą punkty zapalne współczesnych czasów. Takie występy muszą budzić respekt i cieszy fakt, że w kolejce czekają kontynuatorzy takiego myślenia, by wymienić Savages i Grimes, projekty dowodzone przez charyzmatyczne kobiety, wykorzystujące swoją rolę liderek.
 
The Last Shadow Puppets i Tame Impala oraz The 1975 i Bastille to przykłady zespołów, które  światowe festiwale w kolejnych latach będą ogłaszać headlinerami. Każdy z koncertów tej czwórki był ogromnym krokiem w tym kierunku, co chyba cieszy każdą  ze stron – fanów, organizatorów i ich samych.
 
Co roku kończymy festiwal z przekonaniem, że polska muzyka nie tylko ma się świetnie, ale także jest integralnym elementem całego line-upu. Nigdy nie zgodzimy się na to, by traktować ją jako dodatek do zagranicznych gwiazd. Nieprzekonani powinni posłuchać relacji z dowolnego polskiego koncertu tegorocznej edycji. Dawid Podsiadło jest na dobrej drodze, by stać się przyszłym headlinerem, nie mamy co do tego wątpliwości i mamy nadzieję, że stanie się to już niedługo. Maria Peszek potraktowała swój występ jak manifestację, jeden długi protest song i tego oczekiwaliśmy. Kortez i Rysy, debiutujący na scenie zaledwie w ubiegłym roku, dziś wypełniają szczelnie open’erową scenę Tent. KAMP! mimo trudnych warunków atmosferycznych gromadzą pod sceną tłum i grają mocny, elektroniczny set. Hip hop, który ma w Polsce wiele twarzy, na Open’erze pokazuje tę otwartą, inteligentną, radosną ale i krytyczną. Świetne koncert zagrali: Łona i Webber, Małpa, Rasmentalism i najmłodszy w tym składzie Otsochodzi. I skoro przy młodej krwi jesteśmy, to znowu elektronika, tym razem na zamknięcia scen – Zamilska i JAAA!  Ale było także jedno szczególne otwarcie sceny. Zbigniew Wodecki z towarzyszeniem Mitch & Mitch w kilkanaście sekund znalazł porozumienie, z publicznością młodszą od niego niekiedy o półtora pokolenia.
 

Dwa muzea – Sztuki Nowoczesnej z Warszawy oraz Emigracji z Gdyni, 3 spektakle teatralne, blisko 20 filmów w ALTERKINIE, Fashion Stage, spotkania z pisarzami, Silent Disco i 3 transmisje piłkarskie, w tym ćwierćfinałowy mecz Polaków – to również przeżyliśmy w tym roku na Open’erze. Kibicowaliście najlepiej na świecie, czyli dokładnie tak samo, jak bawiliście się przez te ostatnie 4 dni. Dziękujemy!!!