Ola: Gdzie najczęściej powstają słynne memy Marty Frej?
Marta: W wannie! Serio. Tam najlepiej się myśli i powstaje najwięcej pomysłów przenoszonych potem z głowy na tablet.
Ola: To niesamowite, jak w jednym obrazku można wyrazić tak wiele, tak wyraźnie odwzorować emocje, które są tłamszone we wnętrzu każdej kobiety. Czuje się Pani trochę jak przewódczyni feministek, jak głos XXI wieku? W końcu przeniosła Pani feminizm w sam środek popkultury!
Marta: Ja absolutnie się nie czuję taką ikoną. Nie odczuwam popularności, ani też się nad nią nie zastanawiam. Myślę, że gdybym zaczęła o niej myśleć, mogłoby mnie to sparaliżować. Po prostu o tym nie myślę. I jest fajnie! Nie czuję się także naczelną feministką. Ja tylko wykorzystując memy pokazuje to, że jestem wściekła. Że nie zgadzam się z tym, co się dzieje i że ja czuję po prostu inaczej.
Ola: Powiedziałam "ikony" i przypomniał mi się mem z Pani głową wstawioną w postać Maryi...
Marta: Haha, tak, było wokół tego sporo szumu... Mnie fascynują ikony. Fascynują mnie też kapliczki, są takie ładne, takie kolorowe, takie kiczowate, totalnie mój styl, więc zrobiłam takiego mema. Straciłam wtedy połowę swoich fanów na fb, ale za to teraz mam stałą grupę, która wie, że od czasu do czasu wrzucę tego typu mem. Jest dobrze.
fot: Piotr Stasiak
Ola: Przejdzie Pani do historii? Pani memy będą kiedyś wywieszane w galeriach sztuki obrazując to, jak wyglądała sztuka XXI wieku?
Marta: Ja jestem przekonana, że mem, generalnie mem, jako środek wyrazu przejdzie do historii. Memy jako nasz główny przekaz popkulturowy. Są w tym momencie tak naprawdę wszędzie. Na pewno ktoś zbierze kiedyś te najważniejsze z nich i gdzieś ukaże jako dorobek kulturowy. Memy będą też ewoluować, dotykać coraz większej liczby problemów. Teraz już coraz bardziej popularne są gify, zobaczymy, co będzie dalej!
Ola: Zdecydowana większość Pani fanów na Facebooku to kobiety. Ponad 90 %. Zdziwiło mnie to, bo mimo większości "kobiecych" memów, uważam, że może się z nich pośmiać każdy. Nie tylko kobiety, nie tylko ludzie o lewicowych poglądach. To memy dla inteligencji.
Marta: Bardzo mi miło, że to zauważasz. Ja sama nie tworzę memów tylko dla kobiet. Na początku ich odbiorcami jest mój partner i mój syn. Ponadto, sama uczę syna zdrowego, zbalansowego podejścia do życia. I walki z dyskryminacją pod różnymi względami. Kiedyś przyszedł ze szkoły i powiedział, że to niesprawiedliwe, że wychowawczyni twierdzi, że dziewczynki lepiej uczą się niż chłopcy. Mój syn przynosi do domu same dobre oceny. Trzeba opierać się stereotypom, są krzywdzące! Od małego nastawiamy chłopców na dziewczynki i vice versa, organizujemy małe "gangi", które mają ze sobą rywalizować. Nie ma to najmniejszego sensu, a urasta w późniejszych latach do rangi olbrzymiego problemu.
Ola: Memy nie hejtują. Nie zostawiają miazgi z ludzi, z krytykowanego zjawiska. Pani bronią jest humor, ironia. A osobiście, spotyka się Pani z hejtem na codzień?
Marta: Nie. Szczerze mówiąc, naprawdę nie spotykam się z hejtem. Spotykam się z protagonistami, ale oni starają się rozmawiać, przedstawiać racjonalne argumenty. Mam nawet stałych rozmówców, którzy mają zupełnie inne poglądy niż ja. Siadamy sobie razem i gadamy. Kommpletnie bez napięcia. Szanuję ich poglądy, oni szanują moje. To jest chyba klucz do dojrzałej, konstruktywnej dyskusji.
Ola: Memy nie uderzają w konkretnych ludzi...
Marta: Tak, nie uderzają. Myślę, że nikt się nie czuje specjalnie urażony. Zazwyczaj obśmiewane jest zjawisko. Wszyscy sobie myślą "haha, ale ci inni ludzie są śmieszni". Nie myślą, że to mogą być też oni (śmiech) A jeszcze częściej śmieję się z samej siebie. Wstawiam memy ze swoją twarzą, bo wiem, że ja się na siebie nie obrażę (śmiech).
Ola: Sama się czasami łapię się na tym, że śmieję się z mema, na którym jest Pani a chwilę później robię dokładnie to samo...
Marta: W sumie też często obśmiewam te swoje rysunki, a potem powtarzam tę obśmiewaną czynność (śmiech)
Ola: Porozmawiajmy chwilę o sztuce. Jest Pani też bardzo zaangażowana w promowanie Częstochowy. Zajmuje się Pani oswajaniem przestrzeni miejskiej, głównie w projekcie ARTeria. Czy w przyszłości będzie chciała Pani ingerować w zmienianie przestrzeni także w innych miastach? Na przykład w Warszawie?
Marta: W Warszawie jest tylu różnych artystów i tyle projektów, że nie widzę powodu, by coś zmieniać...
Tylu ludzi zmienia tutaj przestrzeń...
Ola: Mało jest jednak ludzi, którzy są na tyle rozpoznawalni, co Pani. Jak sobie wyobrażę, że idę np Jana Pawła i widzę wielki mural z podpisem Marty Frej, to w mojej głowie wygląda to naprawdę imponująco.
Marta: To zależy od środowiska. W środowisku streetartowym w ogóle nie jestem rozpoznawalna. Jest wiele bardzo znanych murali w Warszawie, więc pewnie taki projekt zginąłby gdzieś tam wśród wielu.
Nie czuję się też w tym momencie technicznie gotowa do stworzenia murala, a nie lubię robić czegoś, czego nie mogę zrobić od początku do końca sama.
Ola: Podczas powstawania książki "Memy i Graffy" z Agnieszką Graff miałyście podobne koncepcje na powstawanie tej pozycji?
Marta: Tak. Od razu się dogadałyśmy. Gadałyśmy i gadałyśmy, aż stwierdziłyśmy, że tak! Musi powstać z tego książka!
Ola: Cieszę się bardzo, że przyjechała Pani do Warszawy, było niezmiernie miło spotkać się ze słynną, niepokorną Martą Frej (śmiech)
Marta: Miło mieć takich fanów (śmiech). Bardzo się cieszę również i zapraszam do Częstochowy!
Ola: Na pewno kiedyś przyjadę na wernisaż. Tymczasem lecę czytać "Memy i Graffy" !
Redakcja: Ola Pakieła