Justyna Święs i Kuba Karaś poznali się podczas konkursu piosenki w 2011 roku i postanowili stworzyć coś własnego. Fenomen internetowy szybko rozwinął się na szeroką skalę, a debiutancka płyta No bad Days nagrodzona została Fryderykiem. Kariera nabiera tempa, a The Dumplings podbijają nasze serca kolejną, zupełnie inną od poprzedniej płytą "Sea you later".

 

 

Ola: Macie swoje ulubione miejsce na świecie, które najbardziej Was inspiruje?

The Dumplings: Hmm... Wiesz co, ostatnio było to Tokio. Oczarowało nas totalnie. Niesamowite miejsce! I bardzo inspirujące.

Ola: Kiedy rozmawiałam ostatnio z Gooralem, też wspinał o Tokio, jako źródle inspiracji. Chyba muszę się tam wybrać, może też mnie natchnie to stworzenia czegoś super!

The Dumplings: Haha, polecamy! Nasza nowa płyta powstała dzięki temu miastu, między innymi. 

Ola: Czuć, że „Sea you later” jest różna od poprzedniego krążka...

The Dumplings: Tak, to jest taki zbiór podróży. Jest tam Tokio, jest Meksyk. Każde miejsce, w którym byliśmy w ciągu ostatniego roku.

Ola: A gdzie najczęściej tworzycie muzykę? Macie swój azyl?

The Dumplings: Nasz azyl to zdecydowanie miejsce, w którym nagrywamy. Czyli wieś, lubelszczyzna. Nie możemy dokładnie sprecyzować bo to jest super tajne (śmiech)

Ola: Rozumiem. Jak jest z waszym wolnym czasem? Teraz, ze względu na trasę na pewno nie macie go zbyt dużo, ale gdy uda się złapać wolną chwilę, jak ją spędzacie? Razem?

The Dumplings: Lubimy się wyciszyć, zdecydowanie. Prawda też jest taka, że jeżeli jedno z nas gdzieś wychodzi, to drugie automatycznie też idzie (śmiech). Nie możemy się od siebie uwolnić. Jedno ciągnie za sobą drugie. Zależy, kto z nas jest bardziej wypoczęty i ma siłę, żeby gdzieś iść. I kończy to się zawsze tak, że ta wypoczęta osoba wypycha zmęczoną z łóżka i idziemy gdzieś w świat.

 

 

 

|| Rozmawiała: Ola Pakieła