Kiedyś promocje były sezonowe - kończył się sezon i zaczynała się wyprzedaż. Pamiętam wyczekiwane dni na koniec grudnia i czerwca, aby zasmakować w niższych cenach, może coś, co sobie upatrzyłam czeka na mnie i poczuje się jak łowca skarbów. Tak było, ostatnie wspomnienie mam sprzed 5 lat. Wierzę, że i Wy pamiętacie ten dreszczyk emocji spotęgowany oczekiwaniem na wyprzedaże.

Od kilku lat mamy istne szaleństwo promocji trwające 12 miesięcy w roku. Z każdej witryny sklepowej krzyczy napis Mid Season Sale, Promocja do 30%, do 70%, weekend zniżek z magazynem X a kolejny z Y, “Szaleństwo Zakupów” (sama nazwa niesie ze sobą negatywny przekaz). Kto świadomy chciałby oszaleć na zakupach? 

Jednak odniesienie do zakupowego szaleństwa będzie w tym artykule motywem przewodnim, bo mamy listopad i dwie kwestie przyprawiające o zawrót głowy.

 

Piątkowe szaleństwo czy miesięczna libacja?

 

Black Friday przypłynął do nas zza oceanu jak wiele napędzających konsumpcję wydarzeń. Od kilku lat obserwujemy na polskim rynku próby, aby dorównać Wielkiemu Bratu. Nasze promocje są na miarę naszych możliwości, czyli często na cwaniaka, rabatów do 90% nie ma co szukać. Przy okazji po drodze zupełnie zapomnieliśmy czemu miał służyć Czarny Piątek.

Pierwotne założenie określało trwające jeden dzień gigantyczne wyprzedaże, na które klienci czekali z wypiekami na policzkach. Wydarzenie przerodziło się w Black Week a w tym roku słyszymy już zapowiedź Black Month. 

Podobnie jak w wyprzedażami sezonowymi również rozciągnięty Czarny Piątek skutecznie zabił ducha imprezy zmieniając się w zaproszenie do niekończącej się fali konsumpcji.

Dzisiaj, kiedy o tym piszę mamy za sobą kilka lat działań najróżniejszych organizacji działających na rzecz polepszenia warunków pracy w fabrykach w Azji. Pomocy ludziom, którzy w niewyobrażalnych warunkach produkują sterty produktów, które możemy kupować najczęściej w niekończącej się promocji 365 dni w roku. Czytamy o rosnącej świadomości społeczeństwa i prowadzimy dziesiątki wykładów na temat ograniczenia dewastacji środowiska i wykorzystywania jego zasobów. Sieciówki głoszą idee ekologicznej mody a przynajmniej jednej linii w swojej globalnej kolekcji. 

Pięć lat temu podobne działania można było policzyć na palcach jednej ręki. Za to na wyprzedaż czekało się 2 razy w roku. Co zawiodło w planie ratującym Matkę Ziemię?

 

Zachłanny dwa razy traci

 

#Payup to hasło ostatnich miesięcy i dotyczy gigantycznych kwot sięgających 4$-6$ bilionów dolarów które przemysł odzieżowy jest dłużny podwykonawcom za nieopłacone zlecenia między innymi w Bangladeszu, Chinach, Wietnamie. Spowolnienie tempa konsumpcji związane z pandemią kompletnie zakorkowało rozkręconą machinę szybkiej mody. Modowi giganci pływają w morzu niesprzedanych ubrań próbując pozbyć się ich na niekończących się promocjach. Nadchodzący Black Friday traktują jako kolejne “koło ratunkowe” dla upłynnienia swoich pękających w szwach magazynów.

Czy to nadchodzący zmierzch zachłannego rynku Fast Fashion?

Wygląda na to, że dopełnia się modowa apokalipsa a Czarny Piątek jest ostatnim wołaniem o pomoc przed zachłyśnięciem się tonami niesprzedanych (często nie odebranych od azjatyckiego producenta) ubrań. Rok ma 365 dni i nie da się już wydłużyć promocji ani sprawić, że będziemy przebierać nogami w oczekiwaniu na to wyjątkowe wydarzenie. Promocja, wyprzedaż, Szaleństwo Zakupów przestało zwracać naszą uwagę, bo przestało być towarem reglamentowanym. 

 

Staw się do działania 

 

Zauważyli to najwięksi twórcy mody przez duże M, podczas Vogue Global Conversations. Podkreślili zmęczenie konsumenta szybkim tempem mody oraz nadprodukcją kolekcji. Konieczność powrotu do unikalnej wartości rękodzieła oraz dostosowanie produkcji kolekcji do sezonu. Absurdem jest wprowadzanie kolekcji zimowej w trakcie trwania lata.

Grupa projektantów, której przewodzi Dries Van Noten wystosowała list otwarty do branży modowej w której wezwała ją do zmniejszenia tempa produkcji oraz zmniejszenia ilości produkowanej odzieży. List powstał tuż po Globalnej konwersacji z ramienia Vogue w maju 2020, jednak do tej pory nie został podpisany przez żadnego z sieciowych gigantów, którzy chwalą się działaniami proekologicznymi.

Listopad rozkręcił się na dobre a wraz z nim promocje podpięte pod rozciągnięty do granic wytrzymałości Czarny Piątek. 

Robić wyprzedaż czy zachować zrównoważony dystans i przystąpić do projektu Green Friday? To pytanie nurtuje polskich twórców mody udzielających się na jednej z grup w SM. Pojawiło się wiele głosów mówiących o trudnych czasach i konieczności ratowania biznesów, co za tym idzie nakręcaniu sprzedaży przez promocje.  Uczestnicy dyskusji wskazują na wysokie ceny polskich produktów, jednak pozostaje wrażenie, że nie śledzą pełnej oferty polskich marek. T-shirt za 200zł czy sweter za 600 to wyższa półka produktów a przecież jest też oferta dopasowana do średniej zamożności portfela.

 

pastedGraphic.png

 

Rynek polskiej mody niezależnej nigdy nie zbliży się cenowo do sieciówek. Świetnie za to konkuruje z nim jakością oraz transparentnością. Zrównoważeniem w produkcji, posiada dwie kolekcje w sezonie, krótkie serie i nie ma przepełnionych magazynów. 

Jest niczym drogowskaz dla tonących w strefach ubrań modowych gigantów.

Czas dla branży modowej jest ewidentnie trudny, każdy wybiera działania jakie dyktuje mu sumienie biznesowe. Nie uratujemy wszystkich, nawet nie chcemy, bo potrzebujemy zmiany i zwolnienia tempa również zakupowego. Jeżeli zapytacie kogo ratować to ja odpowiem wprost - polskie niezależne marki. Działają z zachowaniem równowagi, do której giganci dorosną dopiero po zebraniu bolesnych doświadczeń. Powiem bezlitośnie, pozwólmy im doświadczać a swoje pieniądze zainwestujmy w produkt od marki, która działa etycznie.

Jeśli nadal zastanawiasz się co kupić podczas listopadowego szaleństwa, to zachęcamy do przystąpienia do akcji #KupujLepszeProdukty bo warto dzisiaj oddać swój grosz na rozsądnego gracza.

 

Izabela Miłosz - Damaziak - promotorka ruchu Slow w Polsce, miłośniczka powolnego, świadomego życia, praktykująca jogę, oddech i uważność, współzałożycielka Fundacji Grupy Slow. Na co dzień współpracuje z polskimi projektantami i tworzy selekcje marek do butiku Jestem Slow Concept Store. Uwielbia bawić się modą, najchętniej tą z drugiej ręki. Pomysłodawczyni projektu Jestem Vintage i orędowniczka zrównoważonej mody.