Największa zmiana dotyczy tego, na jakiej podstawie Meta może korzystać z naszych danych.

Po pierwsze: mniej naszej zgody, więcej decyzji Meta

Do tej pory wiele rzeczy wymagało naszej zgody. Teraz częściej będzie decydować sama firma, powołując się na tzw. „prawnie uzasadniony interes”. Co to oznacza? Meta uznaje, że może wykorzystywać nasze dane np. do ulepszania swoich usług czy dopasowywania reklam — nawet jeśli my nie klikniemy specjalnej zgody. Oczywiście firma zapewnia, że wszystko odbywa się zgodnie z przepisami i z poszanowaniem naszych praw, ale wielu ekspertów od prywatności podnosi tu ważne pytania.

 

Po drugie: dane nie tylko od nas

Meta korzysta nie tylko z tego, co sami jej podajemy (nasze posty, zdjęcia, polubienia czy wiadomości), ale też z informacji od innych firm. Dane od partnerów reklamowych, serwisów analitycznych czy sklepów internetowych pomagają Meta lepiej wiedzieć, co lubimy, czym się interesujemy i co nam wyświetlać.

 

Po trzecie: wyszukiwarki mogą widzieć więcej

Nowe zasady precyzują też, kiedy i w jakim zakresie nasze dane mogą być widoczne w wyszukiwarkach takich jak Google. Oczywiście chodzi głównie o informacje, które sami oznaczymy jako publiczne — ale warto być czujnym, co i komu udostępniamy.

 

Czy powinniśmy się bać?

Nie chodzi o to, żeby od razu panikować i usuwać konta. Warto jednak wiedzieć, że coraz więcej decyzji o tym, co dzieje się z naszymi danymi, podejmują same platformy. Nasz wpływ jest ograniczony — możemy np. zmienić ustawienia prywatności, ale część przetwarzania dzieje się poza naszymi oczami.

Warto o tym pamiętać — zwłaszcza gdy kolejny raz zaakceptujemy nowy regulamin, często bez czytania.

 

Do brzegu :)

Meta nie ukrywa, że chce jeszcze efektywniej korzystać z naszych danych. Zmiany są zgodne z prawem, ale pokazują, jak dziś działają wielkie platformy: mniej pytają, więcej wiedzą i same decydują, co dla nas najlepsze.