Projekt "American made" zaprezentowany po raz pierwszy jesienią 2015 roku w Hamburgu, składa się z kilkudziesięciu portretów, małomiasteczkowych pejzaży i martwych natur, wykonanych w latach 2013–2014 na amerykańskiej prowincji – przy okazji targów stanowych, festynów i innych imprez, corocznie organizowanych w zachodnich i południowych stanach USA. 

Charakterystyczną cechą prac na wystawie, poza zdumiewającymi twarzami bohaterów Gildena, są rozmiary odbitek: 270x180 cm – to największe obrazy jakie można współcześnie wyprodukować w jakości fotograficznej w jednym kawałku.

Artysta cyklem "American made" kontynuuje swój monumentalny projekt-reportaż o współczesnych Stanach Zjednoczonych, zadając pytania o kondycję Ameryki i prawdziwość jej obrazu, poszukując tego, co pozostało z wielkiego amerykańskiego snu. Różnorodność twarzy Gildena głosi podstawową prawdę: świat nie składa się wyłącznie ze zwycięzców; jest w nim dużo elementów, których nie chcielibyśmy poznać z bliska. Ale to właśnie różnorodność charakterów, postaw, miejsc, stanowi o tym, że ​​życie jest tak wyjątkowe. Świat na fotografiach Gildena nie jest wyretuszowanym światem z telenoweli czy ilustrowanego magazynu. Ludzie na tych zdjęciach nie są piękni i nieskazitelni. Ich domy, samochody, ich jedzenie i styl życia to nie jest ideał Zachodu. Ale te obrazy wdzierają się pod czaszkę. Zapadają w pamięć i zmuszają do refleksji nad tym, jakie piętno odciska na nas cywilizacja.