Lodziarnia Passione mieści się w idealnym punkcie na mapie stolicy - tuż przy Bulwarach Wiślanych, w pobliżu Centrum Nauki Kopernik. Ale jeszcze ważniejsze od lokalizacji są emocje, jakie budzi - zarówno u tych, którzy wpadają na szybkie espresso i kulkę lodów, jak i u stałych bywalców, którzy wracają po smak wspomnień. Za tym wszystkim stoi Viola - kobieta, która postanowiła przywieźć do Warszawy kawałek swojego dzieciństwa we Włoszech i zamknąć go… w lodach.

Viola, Twoja lodziarnia nosi nazwę „Passione”, czyli po włosku „pasja”. Skąd wzięła się Twoja pasja do Włoch i deserów?

Jako dziecko przez prawie pięć lat mieszkałam niedaleko Rzymu. To wtedy Włochy wrosły we mnie głęboko - ich podejście do życia, smaków, wspólnego jedzenia. Moi rodzice mieli zawodowe związki z tym krajem, więc wracaliśmy tam regularnie, również później. To właśnie tam nauczyłam się, że jedzenie może nie tylko smakować, ale i opowiadać historię.

Kilka lat później znowu mieszkałaś we Włoszech - to był świadomy powrót?
Początkowo wyjechaliśmy z rodzicami, ale późniejsze powroty były już tylko moje - na wakacje, na szkolenia, do ludzi, którzy stali się dla mnie jak druga rodzina. Te relacje i ta kultura bardzo mnie ukształtowały.

 

 

 

Gdzie dokładnie mieszkałaś? Co Cię urzekło w tamtejszym stylu życia?
W małym miasteczku pod Rzymem. Tam życie płynie wolniej - ludzie naprawdę celebrują codzienność. To, co mnie szczególnie ujęło, to ich otwartość, serdeczność i dbałość o detale. Nieważne, czy robisz kawę, czy deser – wszystko robi się z sercem.

Uczyłaś się od włoskich mistrzów gelato - jak wyglądała ta droga?
Tak, miałam szczęście brać udział w warsztatach prowadzonych przez mistrzów lodziarstwa rzemieślniczego. To była prawdziwa szkoła życia – nie tylko nauka przepisów, ale też filozofii smaku, szacunku do składników i pokory wobec rzemiosła.

Czego nauczyłaś się od nich poza samymi technikami?
Że deser to nie tylko coś na koniec posiłku - to jego zwieńczenie. I że smak to nie tylko język – to emocje, wspomnienia, intencja. Najlepsze lody powstają wtedy, kiedy robisz je z sercem, nie tylko z receptury.

Czy mówisz po włosku?
Tak, płynnie. To był klucz - dzięki temu mogłam wejść do tego świata naprawdę głęboko, rozmawiać z ludźmi, uczyć się od nich i zdobywać zaufanie. Te rozmowy przy espresso, wieczorami, z notatnikiem w ręku - bezcenne.

Pamiętasz swój pierwszy włoski deser, który zrobiłaś samodzielnie?
Oczywiście! To było tiramisu - miałam może osiem lat. Robiłam je z mamą i zapomniałam jednej warstwy mascarpone, ale i tak wszyscy byli zachwyceni. Bo było zrobione z pasją - i może to właśnie było najważniejsze.

 

lody

 

Jak narodził się pomysł na własną lodziarnię w Warszawie?
Naturalnie. Po latach fascynacji włoskimi lodami chciałam stworzyć miejsce, gdzie ludzie będą mogli poczuć ten smak, te emocje. Passione to nie tylko punkt sprzedaży - to miejsce spotkań, wspomnień, rozmów.

Co wyróżnia Passione na tle innych lodziarni w Warszawie?
Autentyczność. Nie idziemy na kompromisy. Wszystko robimy rzemieślniczo, na włoskich zasadach. Część składników sprowadzamy prosto z Włoch, a lody robimy codziennie, z miłością. I widać to w każdym detalu.

Jak wygląda proces tworzenia nowego smaku?
Najpierw pomysł - skojarzenie smaków, zapachów. Potem testy, dobór proporcji, balans tekstury. To może trwać tydzień albo miesiąc. Ale dopiero kiedy naprawdę czuję, że smak jest „pełny”, trafia do witryny.

W Passione lody są dostępne przez cały rok. Dlaczego?
Bo lody to nie tylko letni przysmak! Zimą proponujemy bardziej kremowe, rozgrzewające smaki - np. z cynamonem, grzanym winem, czekoladą z chili. I ludzie naprawdę po nie przychodzą.

Jakie składniki sprowadzasz z Włoch?
Pistacje z Bronte, orzechy laskowe z Piemontu, cytrusy z Amalfi i Sycylii, prawdziwą wanilię z Madagaskaru. Dobre składniki to podstawa - nie da się zrobić wyjątkowych lodów ze średnich produktów.

W Passione można też zjeść desery takie jak semifreddo czy bombardino – opowiedz o nich.
Semifreddo to mój ukochany włoski deser - delikatny, jak lody i mus jednocześnie, z ciekawym wnętrzem i czekoladową polewą. Bombardino to z kolei rozgrzewająca bomba - krem jajeczny z alkoholem, klasyka z Alp. Idealny na zimę.

Jak często zmieniacie smaki w ofercie?
Co kilka tygodni. Mamy sezonowe perełki - np. piernikowe w grudniu, prosecco z truskawką na wiosnę. Lubimy zaskakiwać, ale zawsze zostawiamy też miejsce na klasykę.

Jakie były najbardziej eksperymentalne smaki, które testowaliście?
Lody z ricottą i figą, czekolada z paloną łupiną kokosa, arbuzowe, czarne jak noc... A nawet kiszony ogórek z koperkiem - tak, naprawdę! Nie wszystko trafia do sprzedaży, ale eksperymentowanie to też zabawa.

Lokalizacja Passione to strzał w dziesiątkę - czy okolica wpływa na klientów?
Zdecydowanie. Jesteśmy blisko Biblioteki Uniwersyteckiej, CNK i Bulwarów. Dużo spacerowiczów, studentów, turystów, ale też wiernych klientów, którzy przyjeżdżają z drugiego końca Warszawy.

Macie też promocje dla studentów - czy ta grupa jest dla Was ważna?
Bardzo. Studiowanie to czas, kiedy każdy drobiazg ma znaczenie. Chcemy, żeby studenci czuli się u nas dobrze - dlatego do 15:00 mają zniżki na wszystko i kawy za 8 zł.

 

 

Czy zimą ludzie naprawdę jedzą lody?
Zdecydowanie! Wielu mówi, że zimą smakują lepiej. Proponujemy też gorącą czekoladę, deser z lodami i brownie, affogato… coś dla ciała i duszy.

Największe zimowe hity?
Szarlotka z lodami, bombardino, czekolada z chili, brownie… No i naleśniki, gofry, rurki z kremem - one się nigdy nie nudzą.

Masz jakieś zabawne historie z lodziarni?
Oj, mnóstwo! Kiedyś starsza pani rozpłakała się przy lodach pistacjowych - przypomniały jej dzieciństwo we Włoszech. Albo klient, który zapytał, czy może się u nas zameldować, bo „pachnie lepiej niż w domu”.

Twoje marzenie?
Żeby Passione było takim małym włoskim światem w sercu Warszawy. I może kiedyś - własna szkoła rzemieślniczych deserów?

Co Cię inspiruje do tworzenia nowych smaków?
Wszystko! Kolor owocu, zapach, wspomnienie z podróży, jedno zdanie usłyszane przypadkiem. Mam setki notatek - pomysły przychodzą o różnych porach.

I najważniejsze: lody czy bombardino - co wybierasz zimą, a co latem?
Latem - sorbet cytrynowy z Amalfi. Zimą - gorące bombardino z bitą śmietaną. Ale przyznam się: jem lody cały rok. Zwłaszcza pistacjowe.

Na koniec - jeśli Passione byłoby włoskim miastem, to jakim?
Rzymem. Bo jest pełne emocji, historii, smaków i życia. Takie właśnie chcę, żeby było Passione - różnorodne, ciepłe, autentyczne.




Autor: Paulina Dufek